Kategoria

Wspomnienia czyjeś


sty 19 2008 Opowieści z przeszłości
Komentarze (1)

„Szok za szokiem” (Wspomnienia z II Wojny Światowej), notatka z 2005 roku.

 

Irena miała wtedy 14 lat, to wspomnienie wywarło na niej ogromne emocje, tak jakby to zdarzyło się 2 lata temu a minęło już 66 lat.

Okupacja:

 

Wybuch wojny opisywany jako niesamowity wstrząs dla cywilnej ludności. Pierwsze bomby puszczane były na obiekty wojskowe i użyteczności publicznej. „Nikt nie sądził, że uderzą też na domy cywilów”. Dzieci biegały zobaczyć leje po bombach, traktowały to jako ciekawostkę, nie wiedzieli co tak naprawdę ich czeka.

 

To co pamięta to migawki, które emocjonalnie utkwiły w pamięci. Po zbombardowaniu punktów strategicznych, bomby zaczęły spadać na budynki cywilne. Pamięta Jak pocisk uderzył w dwupiętrowy dom, zatrzymał się na parterze, nie ruszając pierwszego piętra, natomiast czteropiętrowy runął cały, tam mieszkali Żydzi.

Kiedy były te naloty ludzie chowali się do piwnic. Kiedyś nie było takich małych komórek, tylko wielkie piwnice, w których przetrzymywało się wszystkie zapasy żywności, ziemniaki, słoiki z zapasami i węgiel.

Ircia pamięta Jak Mamusia przytulała młodsze rodzeństwo, wszyscy w piwnicy okropnie się bali a budynek, aż cały drżał. Bogaci i Inteligenckie środowiska wiedziały wcześniej o rozmiarze zapowiadającego się tragizmu, że będzie wojna. Ci którym się udało uciekli z Polski na zachód, a Ci biedni, Jak owieczki a raczej, jak bydło uciekali w popłochu główną ulicą Siedlec po za rejony miasta…

Irena przypomina sobie makabryczne przeżycie z tej ucieczki, kiedy wszyscy biegli zaganiani przez kolejne bomby, jak bydło zaganiane przez kowbojów, bomba uderza w budynek po prawej, to cały tłum rusza na lewą stronę ulicy, jak po lewej to na prawą…

Jest jeden taki fragment, kiedy to jechał w tym tłumie rozpędzony motorem jakiś człowiek, Tatuś Ireny trzymał dwu-letniego braciszka Niuśka, ten motorem uderzył w Tatusia i wybił mu dziecko z rąk tak, że poleciało do góry i spadło prosto na głowę. Nikt nawet nie zwrócił uwagi na to co się stało. Mamusia krzyczała „Zabił dziecko, zabił mi dziecko”, ale nikt nie przejmował się, biegli dalej. Niusiek tylko skrzywił twarzyczkę. Już po za granicami miasta, tam gdzie były wiejskie chałupki, stawy i pola, bomby nie spadały, mogli trochę odpocząć. Kiedy usiedli Irena przypadkowo dotknęła ręką swojej łydki i włożyła palce w ranę „wielkości małej piąstki dziecka”. W tym szoku i zamieszaniu nawet nie czuła, że jest ranna. Dopiero jak zobaczyła swoje białe tenisówki, całe we krwi „Aż chlupało”, poczuła ból. Starsza siostra Ireny pobiegła do jednej z chat i przyniosła białe koszule. Nie mieli żadnych opatrunków, darli koszule, żeby podwiązać ranę i zatrzymać krwotok. Irena mówi, że Siostra nie wstydziła się tak wejść do obcej chaty i poprosić o jakieś czyste szmatki, Ona wtedy miała 18 lat.

Po opatrzeniu rany znaleźli jakąś chałupę, żeby w niej przeczekać. Pamięta, że jak wchodzili do środka to przy ołtarzyku modliła się jakaś grupka osób „ Jak trwoga to do Boga”.

W tej chacie, jak już się rozsiedli i odpoczywali, Irena zobaczyła Niuśka stojącego w drzwiach, nagle oczy jego wywróciły się białkami i zaczął się cały trząść. Krzyknęła do Matki „Mamusiu Niusiek…”. Wynieśli go przed dom, drgawki nie ustawały. Nie było lekarza, szpitala, ale w końcu znaleźli jakiegoś żydowskiego znachora. Dziecko powinno znaleźć się w szpitalu, ale to było nie możliwe. Kazał przynieść pijawki ze stawu, więc męszczyźni poszli i nazbierali pijawek, które przykładali potem do główki dziecka. Te opijały się krwią, aż napęczniałe odrywali i przykładali nowe… Ten Niusiek ma dziś 68 lat.

 

Nie wszyscy Niemcy byli okrutni i nie wszyscy chcieli kontynuować tą wojnę. Pamięta jak przychodzili do ich sklepiku niemieccy żołnierze w rozweselonych grupkach, śmiali się i dowcipkowali. Zwróciła jednak uwagę na jednego, który przychodził sam. Na ulicach też nie chodził w grupach. Któregoś dnia w sklepiku podszedł do Ireny i opowiedział swoją historię.

Otóż Matka jego była Niemką, ojciec był Polakiem a on sam w Berlinie przed wojną studiował Prawo. Miał na imię Janek. Nie odpowiadało mu bycie Niemcem. Wcielony został do niemieckiego wojska, żeby ratować majątek rodziców. Chciał przejść na polską stronę, bardziej poczuł się Polakiem. Chciał walczyć za Polskę i poprosił Irenę o pomoc. Ona opowiedziała o wszystkim Ojcu. Pomogli mu, dali cywilne ubranie i pozwolili spać w przybudówce. Przydał się do pracy w charakterze producenta tekturowych pudełek w sklepiku. Któregoś dnia do domu wszedł niemiecki kapelan wojskowy i zobaczył Janka a ten w tym strachu zapomniał, że miał udawać Polaka o innym nazwisku, uwierzył też, że ksiądz go nie wyda i kiedy ksiądz powiedział coś do niego po niemiecku to i Janek zaczął rozmawiać po niemiecku. Chwilę porozmawiali Janek coś tłumaczył i ksiądz wyszedł. Tatuś przeczuwał, że będzie coś nie tak i kazał Jankowi jechać do Warszawy. Tam Janek wstąpił do AK…

Natomiast tej nocy do domu przyszło gestapo z bronią. Pytali o Janka, „Gdzie jest ten człowiek?!?” Tatuś powiedział, że nie wie, był tu kilka dni a teraz nie wie gdzie on jest.

To co dziwi Irenę do tej pory, to, że nic im nie zrobili. Jeden Gestapowiec poklepał Irenkę po policzku i poszli. Po Janku słuch zaginął na jakiś czas.

Któregoś późnego wieczoru Irena jak zwykle czytała książkę, była cisza, nagle usłyszała jak ktoś szura po ścianie i za chwilę ciągnie za klamkę „Tatusiu ktoś rusza klamka”, okazało się, że to Janek. Brudny, wymęczony i zawszony. Mamusia kazała mu się umyć, ostrzygła mu włosy i dała mu coś do wysmarowania się a ubrania spalili. Opowiadał o swoich losach.

Janek z jednostką AK ruszyli na Wschód – Atak pod Leningradem, stamtąd przywlókł się do nich, żeby się nim zajęli. (Jak to jest, ten człowiek miał wybór, mógł przecież żyć dobrze w niemieckim mundurze, jednak wybrał dobro i jednocześnie cierpienie, bo poczuł się Polakiem). Janek zginął w Powstaniu, jego rodzina przyjechała z Niemiec po zwłoki, już po wojnie była ekshumacja. Irena pamięta nazwiska: Franciszek Bolko to jako Polak a tak naprawdę Ławicki. Janek był jasnym blondynem o typowych niemieckich rysach, może dlatego ten ksiądz zorientował się od razu, że to Niemiec.

W czasie okupacji zginął też Ireny starszy brat Ryszard, miał wtedy 17 lat, znalazł go ojciec.

 

Babcia moja Irena pamięta jaka była bieda i przez ogrodzenie Getta żydowskiego podawała jedzenie Żydom. Pamięta, jak szła z koleżanką Aluśką gdzieś na obrzeżach miasta i widzi jak biegnie do nich jakiś chłopczyk, miał z 10 lat, dobiegł do nich wystraszony jak zwierzątko, to było żydowskie dziecko. Zapytał o drogę do lasu, odpowiedziały i pokierowały go jak ma trafić. Babcia zastanawia się, czy dotarł do lasu, gdzie była partyzantka i mógł uzyskać pomoc.

 

Babcia mówi, że to historia, jak tysiące innych podobnych z tego okresu, ale dla mnie jest o wiele bliższa, bo to moja Kochana babcia przeżywała. To wszystko jest bardzo ciekawe, ale jednocześnie bardzo tragiczne. To co Ci ludzie przeżywali nie da się odzwierciedlić na papierze. Tragedia za tragedią. Szok za szokiem.